Koniec z “lukrowaniem rzeczywistości” – rozmowa z rysowniczką Kamilą Szcześniak
Lifestyle

Koniec z “lukrowaniem rzeczywistości” – rozmowa z rysowniczką Kamilą Szcześniak

Potrzebujesz ok. 13 min. aby przeczytać ten wpis

Kilka lat temu postanowiła, że zajmie się rysowaniem, sama o sobie mówi, że „nieładnie rysuje”, a dziś jej profil na Instagramie śledzi ponad 120 tysięcy obserwujących. Na rynku ukazała się właśnie jej książka „Nieładnie, Wielka Księga fakapu”. O codzienności bez „lukru”, świecie social mediów i rysunkach, w których każda z kobiet może odnaleźć cząstkę siebie rozmawiamy z rysowniczką Kamilą Szcześniak.

Weronika Misiuk: Dlaczego zdecydowałaś się na publikację swoich rysunków właśnie w formie książki?

Kamila Szcześniak: Bo to jest kapitalna sprawa! Kiedy odczytałam maila od Justyny Mrowiec z RM, że chcieliby wydać moje rysunki w formie książki – oszalałam! Przez myśl mi to wcześniej nie przeszło, tym bardziej, że jakieś cztery miesiące wcześniej wysłałam ponad dwieście e-maili z moim portfolio do różnych wydawnictw, czasopism i agencji w Polsce z propozycją jakiejkolwiek współpracy. Nikt się nie odezwał. A tu nagle pyk! I jest. Dodatkowo to był idealny czas, bo byłam wtedy na urlopie macierzyńskim i planowałam wziąć też wychowawczy, by zostać z synem w domu jeszcze przez jakiś czas. Myślę, że ciąża i ta chwila oddechu od pracy na uczelni, dały mi przestrzeń, aby zastanowić się jeszcze raz, co ja właściwie chcę w życiu robić. I pomyślałam „no dobrze, spróbujemy”.

Fot. materiały prasowe

Co sprawiło, że to właśnie rysunek stał się Twoim pomysłem na życie?

Jeszcze się chyba nie stał. Będę mogła tak powiedzieć, jak zacznę z rysowania płacić czynsz. Tymczasem rozwijam “Nieładnie” i przyglądam się temu wszystkiemu, co się dzieje wokół, a ostatnio dzieje się rzeczywiście sporo. Ale jeśli się uda, to na pewno trzeba by wymienić kilka czynników. Pierwszy to jakaś taka naturalna skłonność, potrzeba wyrażania się poprzez obraz, wrażliwość na kolor, język form i czysta przyjemność płynąca z aktu tworzenia. Możemy to nazwać szumnie talentem. Druga to edukacja: liceum plastyczne, środowisko ASP, siatka znajomych „z branży”, potem praca na uczelni i dalsze, wieloletnie przesiąkanie artystycznym klimatem. Trzecie to właśnie ta szansa na refleksję, którą dałam sobie, będąc w ciąży.

Na Instagramie, podobnie jak w swojej najnowszej książce „Nieładnie. Wielka księga fakapu” pokazujesz codzienność bez filtra. Pamiętasz jakiś swój największy życiowy „fakap”?

Tak, pamiętam i nie powiem (śmiech), ale w zamian opowiem o jakimś mniejszym. Bo z tymi “fakapami” jest tak, że ja je sobie dzielę na dwa rodzaje: te powstałe z winy mojej własnej głupoty, ignorancji czy lekkomyślności i te, w których mojej winy nie ma, ale nadal można wrzucić je do szuflady szeroko rozumianych „przeciwności losu”. I mam kilka takich sytuacji, które nadają się na skecze do kabaretu, opowiem jedną z tych, których główną przyczyną jest moja bezbrzeżna głupota. 

Kiedy jeszcze byłam piękna i młoda, i ochoczo czarowałam płeć przeciwną swoimi wdziękami, zdarzyło mi się randkować z dwoma chłopakami naraz, ba, kiedyś nawet z trzema! Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy tego nie robił. W pewien ciepły (chyba sierpniowy) piątek, zaprosiłam pewnego Pana (nazwijmy go Panem A), który był wtedy obiektem moich westchnień na luzackie popołudnie, wiesz: pizza, film, zimne piwo i taki miły wieczór. Pan ten niestety miał już plany, więc napisałam do innego Pana, który również był niczego sobie (nazwijmy go Panem B), proponując mu ten sam pakiet. On natomiast odpisał, że owszem bardzo chętnie, tylko właśnie wrócił z pracy, więc się ogarnie, coś zje i wpadnie. Nie minęło pół godziny, jak zadzwonił domofon. Myślę sobie „o jak szybko się uwinął”, a w słuchawce słyszę Pana A: „hellooo, to jaaa, niespodzianka!”. Otwierając drzwi, już pisałam wiadomość do Pana B, żeby jednak nie przyjeżdżał, bo się tak nagle rozchorowałam, a on mi na to: „Ale ja już jadę! siedzę w Uberze”. Na myśl o konfrontacji z tymi dwoma, niewiedzącymi o swoim istnieniu mężczyznami zrobiło mi się słabo. Ale (Boże Zielony dziękuję!) jednak Pan B zawrócił do domu. I wcale za swoją nikczemność po łapach nie dostałam. Widzisz, nie ma sprawiedliwości na tym świecie. (śmiech)

Fot. „7 stopni”, autor: Kamila Szcześniak/Nieładnie

Jak wygląda Twój proces twórczy i typowy dzień pracy? Czy zazwyczaj rysujesz pod wpływem natchnienia, czy raczej planujesz swoje działania?

Och, co ja bym dała za „typowy dzień pracy”! Od kiedy urodziłam dziecko pracuję w tak zwanym „międzyczasie”. To jest taki czas, który bardzo szybko mija, a nawet zastanawiam się, czy w ogóle istnieje. Od dwóch miesięcy mój syn chodzi do żłobka, inaczej nie wydałabym książki i rzeczywiście w tym czasie zaczęłam formować sobie system pracy na nowo. Ale to jest zupełnie inna bajka od tej, którą znałam kiedyś, nie mając dziecka. Generalnie lubię pracować albo rano, albo w nocy, więc staram się tworzyć sobie jakieś ramy czasowe typu 7:00-15:00 czy 8:00-16:00, choć nie zawsze wychodzi. Rysunki i działania raczej planuję, pomysły rodzą się w różnych okolicznościach, więc notuję je w tym, co akurat mam pod ręką – w zeszycie, w telefonie, na karteczkach samoprzylepnych, które potem gubię. (śmiech) Ale mam też takie doświadczenie, że jeżeli temat jest dobry, to tak łatwo o nim nie zapomnę. Będzie za mną chodził i jak nie zrealizuję go dziś, to pewnie za miesiąc. Przed narysowaniem pomysły zawsze obracam sobie w palcach kilka razy: kompozycję, scenę, tekst, sens. Kiedyś rysowałam tylko na kartkach, dziś jednak szkic najczęściej zaczyna się na kartce, a kończy na tablecie graficznym. Natomiast z tym natchnieniem jest tak, że jakbym miała na nie czekać, to mogłoby być jak z tym Godotem. Chyba w każdym kreatywnym zawodzie, trzeba się przykuć do krzesła i robić, dłubać, myśleć, kombinować, bo samo nic nie przyjdzie.

A skąd czerpiesz inspiracje do swoich rysunków?

Z codzienności. Zobacz, na przykład teraz rozmawiając z Tobą, słyszę jak syn odpalił swoją perkusję i grający samochodzik naraz, do tego w tle leci jakaś muzyka i chodzi pralka. Jeśli za chwilę jeszcze mój partner włączy serial to oszaleję. No i masz, rysunek gotowy, trzeba się tylko zastanowić, jak to pokazać i ubrać w słowa.

Wiele kobiet każdego dnia mierzy się z presją otoczenia, aby być fit, zawsze wyglądać, jak z pierwszych stron gazet, wspinać się po kolejnych szczeblach kariery itp. Ty natomiast „mrugasz” do odbiorców, pokazujesz, że świat każdej z nas nie jest tak idealny, a pełno w nim różnych wpadek i zabawnych sytuacji. Dlaczego?

Bo latami frustrowałam się tymi wszystkimi wymaganiami, których nie spełniam. Przecież nigdy nie będę wyglądać jak Anja Rubik, no nie będę i koniec. I teraz zobacz, mam wiele opcji, co z tym fantem zrobić, pamiętając, że robię to sobie, nie jej. Tak więc mogę próbować ją doścignąć, robić wszystko, by być jak ona, choć będzie to trudne z moim wzrostem – całe 165 cm!. Mogę nadać temu głębszy sens, wyznaczyć sobie racjonalne cele i traktować ją jako motywację do działania, do stawania się lepszą. Mogę też dołować się tym, że nigdy jej nie dorównam pod względem urody, figury, kariery, a mogę też to wszystko wyprzeć i opowiadać, że jak “ładna to na pewno głupia”. Także widzisz, tu mamy wiele opcji i każdy z tym robi co chce. Dla mnie osobiście, obśmianie kompleksów i niedociągnięć jest właśnie moim sposobem, działa terapeutycznie. Zajęło mi to 34 lata, żeby zaakceptować swój wygląd. Robię krok w tył i oglądam to sobie pod różnym kątem. Ale to ja, to mój sposób, a każdy musi sobie znaleźć swój własny. Ten przykład odnosi się tylko do urody, a przecież jest milion innych rzeczy z którymi musimy się skonfrontować, tak jak mówisz, wygląd, ciało, kariera, pieniądze. 

Fot. „Ziemniak”, autor: Kamila Szcześniak/Nieładnie

Wśród Twoich obserwatorów jest też z pewnością wiele osób młodych, które szczególnie borykają się z różnymi kompleksami i często nie radzą z presją otoczenia. Czy rysując, masz gdzieś z tyłu głowy, że to, co przekazujesz w swoich pracach trafia też do tej grupy?

Ostatnio wpadł mi w ręce raport HBSC (Health Behaviour in School-age Children) na temat zdrowia psychicznego i samooceny u nastolatków. Raport porównuje młodzież w wieku ok 11-15 lat z różnych krajów, zestawia je i analizuje. Wiesz, że ponad 49% polskich trzynastolatek uważa że jest za gruba? Trzynaście lat! To jest jakiś obłęd. Fokus na wygląd jest tak silny, że nawet mając bardzo fajną rodzinę, wsparcie, i system wartości trudno przed nim uciec. Zawsze chciałam, aby moje rysunki były lekkie, zabawne, z przymrużeniem oka, dalekie od prawienia morałów, ale czytając takie badania zaczynam myśleć że pewna „odpowiedzialność społeczna” zaczyna powoli dotyczyć również mnie. Bo kiedy miałam tysiąc obserwatorów, to rysowałam tak naprawdę do szuflady, a dziś, jeśli mój profil obserwuje 120 tysięcy kobiet, w tym spora część nastolatek, to ja mam realny wpływ na to co one zobaczą, pomyślą, poczują. Ale na razie oswajam się z tą myślą, uświadamiam ją sobie, zastanawiam się jak to ugryźć żeby dawać fajny kontent i nie szkodzić.

Na jednym z Twoich obrazków, dziecko pyta: „Ciocia, a co to są social media?” Po czym ona odpowiada mu: „To takie miejsca, gdzie dorośli ludzie bawią się w udawanie kogoś innego.” Jakie jest Twoje podejście do mediów społecznościowych i wykreowanego przez nich świata, który często znacznie odbiega od tego, jaki znamy na  co dzień?

Sama, jako osoba prywatna nie wrzucam nic. Nie dlatego, że stoję do tego w kontrze, po prostu tego nie czuję, nie wiem po co komu moje zdjęcia i w sumie chyba nie chcę, żeby mi ktoś zaglądał do sypialni czy kuchni. Mam jednak wielu znajomych, którzy publikują różne treści, uwieczniając momenty swojego życia: nową pracę, ślub, święta, nowe domy, samochody, kremy i jak to lubią, to czemu nie? To jest w końcu jakaś forma komunikacji ze światem. Choć teraz sobie myślę, co jeśli za pół roku zacznę mieszać życie prywatne oraz “Nieładnie” i mi się to spodoba? Nie mówię nie. Myślę tylko, że dość łatwo jest wpaść w pułapkę upiększania i ulepszania tego wizerunku, jaki kreujemy w social mediach i kiedy on nie jest autentyczny, to dobrze się temu przyjrzeć. Bo sama kreacja nie jest chyba niczym złym, codziennie wychodząc z domu jakoś siebie kreujemy poprzez ubiór, makijaż, ekspresję. Pytanie tylko w jakiej skali to się dzieje, co nam to robi i gdzie jest granica pomiędzy kreacją czyli tworzeniem, a imitacją czyli udawaniem kogoś lub czegoś.

Od jakiegoś czasu na Instagramie można zauważyć, że coraz więcej osób, w tym gwiazd zamieszcza zdjęcia, na których pokazuje się bez upiększających filtrów, w różnych spontanicznych sytuacjach. Myślisz, że może wynikać to z tego, że powoli wszyscy mamy dosyć takiego „lukrowania rzeczywistości”?

Bycie pięknym jest super, ale bycie pięknym i perfekcyjnym 24 godziny na dobę jest na dłuższą metę nie do zniesienia. Chyba zaczyna się nam zmieniać ta piramida wartości, bo jak widać aktualna nam nie służy. Dlaczego kobiety oszalały na punkcie Kasi Nosowskiej, która nieumalowana w grubych okularach i domowym dresie nagrywa na kanapie filmiki ze swoimi mopsami? Chyba dlatego, że już nie mogą patrzeć na bajecznie piękną i obrzydliwie bogatą Kim Kardashian, nie mówiąc już nawet o próbie jej naśladowania. Może za chwilę Instagram zamieni się w Realstagram? Boję się tylko, że to będzie chwilowy trend, jak moda na morsowanie czy wysoki stan w dżinsach. A potem znowu ideały wrócą do łask.

Część Twoich rysunków nawiązuje również do czasu społecznej izolacji i kwarantanny w związku z pandemią. Wiele osób uważa, że ten okres pozwolił im spojrzeć inaczej na pewne sprawy, relacje, czasami nawet przewartościować swoje dotychczasowe życie. A jak to wyglądało w Twoim przypadku?

Szczerze? W pandemii czuję się jak ryba w wodzie. (śmiech) Mam wolny zawód, od zawsze pracowałam zdalnie, a etat na uczelni nie jest pracą od 8:00 do 16:00. Ja lubię siedzieć sama w domu, jestem domatorką, samotnikiem, smutasem, marudą, nudziarą. I dobrze mi z tym. Mój partner śmieje się, że Covid-19 nic nie zmienił w moim życiu, po prostu cały świat zaczął mnie naśladować. Jasne, że czasami też mi już bokiem wychodzi, bo czym innym jest dobrowolne samotnictwo, a czym innym przymusowa izolacja. Jednak w moim przypadku naprawdę niewiele się zmieniło. Może poza tym, że rzeczywiście wyszłabym już gdzieś do kina czy restauracji, tego mi brakuje.

Fani doceniają Twój dystans i  poczucie humoru, z jakim ukazujesz rzeczywistość w swoich rysunkach. Czy takie humorystyczne i zdystansowane podejście do wielu spraw pomaga Ci również w życiu codziennym?

Absolutnie na 100% tak. To jest mój sposób na odreagowanie i oswojenie rzeczywistości.

Świetnie radzisz sobie w Internecie, teraz wydajesz własną książkę, czy masz jeszcze jakieś inne marzenia związane z rysowaniem?

Tak. Mam kilka. Pierwsze zupełnie pragmatyczne, chciałabym zacząć z rysowania płacić czynsz, móc zająć się tylko tym, skupić i rozwijać. Mam też marzenie, żeby zrobić ilustracje do książki jakiegoś mojego ulubionego autora: Masłowskiej, Tokarczuk, Wargi, Pilcha czy Żulczyka, wielu ich jest. Ale ilustracje zupełnie inne od tych, które ludzie znają jako “Nieładnie”, ilustracje które wyjdą daleko poza ten schemat i zamiast uśmiechu, będą wywoływać różne inne reakcje: zdziwienie, smutek, refleksję. Skoro już robię sobie taki koncert życzeń to moim marzeniem jest też własna rubryka w jakimś fajnym kobiecym czasopiśmie, ale takim, które nie traktuje tylko o kremach i szminkach, lecz też o rzeczywistości jako takiej. I chciałabym, aby „Wielka Księga Fakapu” nie była moją ostatnią książką. Jak to wszystko mi się uda, to oszaleje z radości.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Rekomendowane
Jak odżywiać się jesienią?
Jak odżywiać się jesienią?
Właściwe odżywianie się jest istotne przez cały rok. Co jednak jeść jesienią, kiedy organizm jest narażony na liczne infekcje?
Jak rozpocząć przygodę z bieganiem?
Jak rozpocząć przygodę z bieganiem?
Planujesz zacząć biegać? Przeczytaj, jak właściwie się do tego przygotować.
Koncert online na Koszykach – Natalia Przybysz
Koncert online na Koszykach – Natalia Przybysz
Usiądź wygodnie w zaciszu swojego domu i wysłuchaj koncertu Natalii Przybysz!
Ostatnie wpisy